Lubię stawiac siebie w przedziwnych sytuacjach, czasem tak nierzeczywistych, niemalże wyciętych z kadru starego filmu. Od tygodnia moja wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach w zgoła inny sposób. Nie potrzebuje już suchej karmy wyimaginowanych sytuacji, one dzieją się naprawdę!! Soczyste i słodkie kąski szarego dnia, jak książką czytana w autobusie przez któregoś z pasażerów, vintage ciuchy upolowane w jednym z setek second handów, pierożki handmade (!!), katalogi Sartorialist i Banksy'ego, obwarzanki light, gorąca czekolada, chłopak rozdający uściski, Rysiu Bazarnik grający na kubełkach do lodów muzykę klasyczną, studenci ASP, Koreańczycy, Brytyjczycy, kawa w Alchemii, Love is like a chocolate cake, Edward Nożycoręki na rynku, ulotki z klubów, kilka obejrzanych mieszkań, kilka rozmów o pracę, nowe znajomości, retro: pocztówki, torby, szczotki, aparaty, biżuteria na rynku staroci, zapiekanki z Kazimierza.



Idą ulicą. Pijani szczęściem, beztroską zabawą. Żartują i wygłupiają się, bo im wolno. Nie pili wina, chyba wyjątkowo nie było dziś w nocy potrzebne. Zatrzymuje się obok nich dwójka ludzi- młodych, ale dużo starszych. Ona- przeciętnej urody dziewczyna o krótko ostrzyżonych blond włosach, on- jeszcze bardziej przeciętny. Wręczają młodym wielki kosz róż. Oni go nie potrzebują, nie chce im się go nosic, niech Pijani szczęściem się nim zajmą. Więc się zajmują.
Różę dostał każdy, kto miał szczęście przechodzic przez Planty o drugiej rano.
Mamy ty i ja wiele braków...i znów...znów ten Kraków..
Trochę surrealistyczne, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę! W ciągu jednego tygodnia.
Powinno mi byc ciężko stawiac Kraków za swój nowy dom, ale, o dziwo, nie mam z tym żadnego problemu. Czuję się tu jak u siebie, może odrobinę bardziej wolałabym jakiś pokoik albo kawalerkę na Kazimierzu.
W tej chwili egzystuję w akademiku


